wtorek, 8 października 2013

Durarara!- Koty chodzą własnymi ścierzkami cz.1


Nienawidzę jej, nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę!!!!!! Takie potwory nie zasługują na życie! Taka osoba nie ma prawa być nazywana przeze mnie matką! To potwór! Jak można tak robić własnym dzieciom! –takie myśli miałam w głowie ,gdy biegłam.

O co chodzi? Kim jesteś? –spytacie.

Otóż nazywam się Lili, a przynajmniej tak dałam sobie na imię. Nazwiska nie dane było mi poznać. Ten potwór, o którym mówiłam wcześniej to moja matka. Ech. Marny los dziecka, które urodziło się szalonej chirurgiczne. Taka właśnie była. Robiła potajemne eksperymęty na ludziach odkąd pamiętam. Oprócz mnie taki sam marny los miał mój ukochany świętej pamięci braciszek. Nazywał się Jim. Sami nadaliśmy sobie nawzajem imiona, ponieważ mama nazywała nas tylko obiekt 1 i 2. W wieku 5 lat mama zabiła Jima by bliżej przyjrzeć się anatomii dziecka. Mówiłam wariatka. Ja byłam do osiemnastki trzymana w izolatce nr 1. W dzień urodzin mama nareszcie mnie wypuściła ,ale zrobiła coś co wolałabym mniej od śmierci. Rzuciła mnie w końcu też na stół operacyjny. Miała idee nadania człowiekowi cech zwierzęcych psychicznie, fizycznie i anatomicznie. Po wyjściu z narkozy mama postawiła mnie przed lustrem. Miałam kocie uszy i ogon. Jednak nie było to śmieszne. Czułam wszystko bardziej, szybciej i tak samo na to reagowałam. Byłam 2 razy szybsza i zwinniejsza. Miałam świetny węch i wzrok nawet w ciemnościach. Moje kości były mocniejsze ,a ciało bardziej gibkie. Nieobeszła się też bez nagłego zakochania się w mleku i rybach, ale cóż. Następny rok był piekłem mama wstrzykiwała mi wykańczające choroby i patrzyła jak szybko wyzdrowieję. Łamała mi kości i sprawdzał jak szybko się zrosną. Zadawała mi rany i patrzyła jak szybko się zagoją. Była potworem. Pewnego dnia chciała mi wstrzyknąć raka, ale miałam już jej dość. Pasy, które przypinały mnie do stołu pod moją determinacją zerwały się ,a ja po długim błądzeniu w labiryncie podziemi uciekłam. Na moich nogach dalej były pasy ,a ja miałam na sobie mój jedyny dziwny kostium wyglądałam tak:




Z jednego ze znaków na wejściu do laboratorium dowiedziałam się ,że jestem w Ikebukuro. Biegłam zaraz po tym pędem do centrum by uciec, ponieważ zaczęli mnie gonić ochroniarze mojej mamy. Kocie zmysły coś jednak mi dały, bo byłam szybsza ,ale i tak mnie gonili. Po jakichś 10 minutach biegu wpadłam na plecy jakiegoś chłopaka. Zrobił tylko krok do przodu , a ja padłam na tyłek podpierając się rękami. Spojrzałam na niego. Miał czarne włosy, czerwone oczy jak ja i charakterystyczną kurtką z futerkiem. Jedną rękę właśnie opuszczał ,bo wcześniej była skierowana w kierunku jakiegoś blondyna w stroju barmana. Chłopak miał w ręce nóż ,a blondyn znak drogowy. Obydwoje chyba się bili ,ale teraz ich uwaga była całkowicie skierowana na mnie. Parzyli tak na mnie w szoku jak i wielu ludzi dookoła ze względu na to ,że miałam uszy i ogon oraz dziwne ubranie. Nie zdążyli jednak nic powiedzieć, bo z tłumu wyszło kilku facetów w czerni (Lol xd nie chodzi mi o ten film ). Machinalnie zaczęłam się cofać tyłem ,ale jeden podszedł i wycelował we mnie pistolet.

- Proszę nie! Nie zabijaj mnie! Ja nie chcę! Błagam! – zaczęłam krzyczeć płacząc i zasłaniając się rękami.

- Wrócisz do mamusi po dobroci, albo cię ustrzelę obiekcie 1!- krzykną donośnym głosem do mnie

-Ale ja nie chcę! Ona też mnie zabije! Daj mi spokój! Nie chcę skończyć jak Jim !- dalej płakałam

- Obiekt 2 zakończył życie dla celów wyższych!- odpowiedział inny

- Wyższych?! Mama go zarżnęła dla zachcianki! Zabiła mi brata, a wy nie jesteście lepsi!- krzyknęłam zdeterminowana

-Głupi kocurze! I tak tam wrócisz nieważne czy martwa ,czy żywa! - krzykną i strzelił zaraz koło mojej głowy ,bo się odsunęłam lekko w bok.

- Już nie chybię!- krzykną i przeładował i znowu wycelował

Byłam spanikowana sekundy dzieliły mnie od śmierci. Spojrzałam zapłakanymi oczami w stronę chłopaka o czarnych włosach. Był  zszokowany sytuacją. Patrzył na mnie tak głębokim spojrzeniem. Tylko ten wzrok był wtedy dla mnie bezpieczny. Chciałam by mi pomógł choć go nie znałam. W duszy chciałam ,by cokolwiek zrobił. Samo mi się wyrwało. Nic na to nie mogłam poradzić.

- Pomórz mi! – krzyknęłam cała we łzach z błagalnym wzrokiem.

Usłyszałam strzał i zamknęłam oczy. Ale nic nie poczułam. Otworzyłam je i zaszokowana oczy wyszły mi z orbit. Chłopak stał między mną ,a mężczyzną. W ręku trzymał nóż, a pierwszy mężczyzna padł na ziemię. Na pozostałych spadł  znikąd automat z napojami , ale dwóm udało się uciec. Chłopak odwrócił się w moją stronę i klęknął jakiś metr ode mnie.

-Nic Ci nie jest?- spytał melodyjnym głosem ,a na jego twarz wdarł się wścibski uśmieszek.

- Nic Arigato –powiedziałam cicho i cofnęłam się tyłem ,ale moje plecy wpadły na przeszkodę w postaci blondyna w stroju barmana. Spojrzałam na jego twarz podnosząc głowę ku niebu.

Miał w ustach papierosa ,a brązowe oczy zasłaniały niebieskie okulary przeciw słoneczne. Patrzył się na mnie z dziwną miną ,a następnie podał mi rękę ,by mnie podnieść. Chwilę patrzyłam na jego rękę w obawie, ale w końcu chwyciłam ją i wstałam. Mój ogon strzelił jak z bata strzepując kurz ,a ja zaczęłam wycierać kurz z spódniczki i rąk.

- Kim jesteście?- zapytałam niepewnie

- To raczej ty powinnaś się przedstawić złotko – powiedział czarnowłosy i oparł się o ramię blondyna

- Nie dotykaj mnie mendo! –krzykną blondyn i wyrwanym wcześniej znakiem uderzył go ,lecz ten uskoczył.

-Shizu- chan jeszcze przez przypadek ją trafisz! –powiedział chłopak z wścibskim uśmiechem.

- Nazywam się Lili ,a wy? – powiedziałam

-Ja nazywam się Izaya Orihara i jestem informatorem w Ikebukuro ,a to jest Schizu- chan – powiedział chłopak

- Dla ciebie Shizuo Heiwajima mendo! – krzyknął powstrzymując się od rzucenia w czerwonookiego czymś.

-Jak to możliwe ,że masz ogon i uszy? – spytał Izaya

- Przez mamę- powiedziałam

-Była kotem? – zapytał Izaya i zaczął chichotać

- Nie szaleńcem – powiedziałam smutno i odwróciłam się w stronę parku

Jakiś chłopak w dredach przyszedł po blondyna i odeszli razem ,a ja poszłam do parku. Odziwo Izaya podreptał ciekawsko za mną .

- Po co tu idziesz?- zapytał mnie

- Jestem zmęczona

- I idziesz do parku?

Nie odpowiedziałam tylko doszłam do ławki ,a następnie połorzyłąm się na niej ignorując Izaye. Byłam tak zmęczona ,że już zasypiałam.

-Będziesz tu spać?! – spytał zaskoczony Izaya – Idź do domu –dodał

-Nie mam domu – oznajmiłam i zasnęłam ostatnią rzeczą jaką pamiętam było jego zdumione spojrzenie.

 

1 komentarz:

  1. Kotą są super, mają taki fajny charakterek i zawsze chodzą własnymi drogami
    xD

    OdpowiedzUsuń