piątek, 1 listopada 2013

Uwaga!

Nie bijcie! Mój komputer nie działa i jest u wujka informatyka w totalnej naprawie. Pisze to z komurki i napewno jest masa błędów ortograficznych wybaczcie! Komp wraca do mojego domu w niedziele ale na 100% nie będe w stanie jeszcze nic napisać. Nie chce zaśmiecać bloga postami tego typu więc zapraszam was na mojego bloga "Mundus meum". Tam szukajcie wszystkich powiadomień o wszystkim ze mną związanych a tagrze np. Co do opóźnień planowanych, wyjazdów, usterek , chorób itp. Blog tamten jest też przeznaczony na moje recenzje i może kiedyś nawet odważe sie wrzucić tam swoje zdjęcie. Jest już późno ,więc tylko jeszcze dodam że na mundus meum będe teraz ok. 2-3 razy dziennie pisać z fona np. Co tam u mnie :3 Dzia!

wtorek, 22 października 2013

Durarara: Koty chodzą własnymi ścierzkami cz.2


 Nad Ikebukuro wstawało właśnie ranne słońce. Szyby licznych wieżowców lśniły rannymi promieniami ,a miasto powoli zaczynało pogrążać się w barwach pomarańczy i złota. Po chwili słońce zaczęło oświetlać drzewa w parku ,w samym środku tej miejskiej dżungli. Nagle promienie padły na pewną drobną sylwetkę leżącą spokojnie na ławce. Blond czupryna zabłyszczała w słońcu ,a czarne ubrania rozświetliła smuga typowa dla skóry. Osoba na ławce zaczęła zaciętą wojnę z powiekami. Najpierw jedna powoli się uniosła ,ale zrezygnowana wróciła na dawne miejsce. Słońce mocnej przygrzało. Czując ciepło postać zadowolona mruknęła ,a blond ogon zaczął wić się w powietrzu niczym wąż. (zmieniłam, Lili ma blond uszy i ogon nie czarne .3.)Szpiczaste uszy stanęły nieruchomo czujnie nasłuchując. Czyjeś kroki powolutku przybierały na sile. Ostatecznie blondynka podniosła twarz i zaspanymi oczami spojrzała na wielkiego wilczura przed sobą. Nie zoriętowana w sytuacji przechyliła głowa na bok.

-He?- sapnęła cicho.

Nagle wilczur zaczął strasznie ujadać i gdyby nie starszy mężczyzna trzymający mocno psa  z pewnością  rzucił by się na nią. Lili-bo była to ona, przerażona natychmiast wstała na ławce by następnie upaść na tyłek i podkulić nogi. Właściciel psa zaśmiał się cicho i odchodząc rzucił na ławkę obok dziewczyny ledwo zaczętą paczkę pocky. Lili jeszcze chwilę spoglądała w stronę ,w którą poszedł mężczyzna z psem ,ale po chwili wróciła do siebie.

- Po kolei….. uciekłam – zaczęła myśleć o tym jak zerwała pasy i zwiała z laboratorium, a by się upewnić chwyciła w rękę ogon… ciepły i miękki… prawdziwy- gonili mnie ….- powiedziała leciutko drżącym głosem i wspomniała ucieczkę przez miasto.- uratowali mnie…. Shizuo…. i.. Izaya-kun….- w myślach krok po kroku rejestrowała przebieg walki z agentami matki- Shizuo poszedł z tym kimś…. ,a Izaya poszedł za mną do parku….. i… zasnęłam…- mówiła cicho ,lecz wyraźnie. Jak na przesłuchaniu.- i teraz jestem w Ikebukuro….- spojrzała przerażona przed siebie i powoli uniosła głowę śledząc wzrokiem wysoki wieżowiec. Następnie bezwładnie opadła na oparcie ławki ,a z jej oczu poleciało kilka łez mieniących się w słońcu- …..całkiem sama….- ostatnie słowa dodała niemal niesłyszalnym szeptem.

Na dworze panowała cisza nie typowa dla Ikebukuro. Było na tyle późno ,że większość ludzi zdążyła powracać z imprez do domów chwiejnym krokiem ,a zarazem na tyle wcześnie ,że ludzie jeszcze nie wybierali się do pracy. Ulice były puste ,a cisze przerywały tylko ptaki, gryzonie i od czasu do czasu jakiś samochód. Lili smutno spojrzała na swoje nogi. Dalej miała na nich pasy, zresztą tak jak na rękach.

- Nie potrzebuję was- fuknęła cicho na pasy i wzięła się za ściąganie pasów.

 Każdym następnym ściągniętym pasem zaczęła robić to coraz bardziej nerwowo. Chciała się ich pozbyć! Załamanie nic tu nie da! Nie ma nikogo i nic tego nie zmieni! (sry ,że tak w trakcie ,ale następuje zmiana na narrację 1 osobową ;3 A: Tia musi się wyżyć bidulka -_- Ech niech będzie) Mama tak szybko się nie podda… muszę znaleźć sposób by uciec od niej na stałe…. I to odwrócić. Spojrzałam na ogon i stwierdziłam ,że nie tak trudno się nim posługiwać. Praktyczna rzecz… mogę poczekać z „odwracanie” tego ,bo i tak nie wiem na razie jak to zrobić. Wstałam i ruszyłam w stronę jednej z ulic. Skoro mam się tu jakoś chować przed agentami mamy to muszę poznać okolicę. Zaczęłam wędrówkę po mieście. Po jakiejś godzinie byłam na wielkim skrzyżowaniu…. Centrum –pomyślałam. Na ulicach zaczęli gromadzić się ludzie ,a ja ze spokojem stwierdziłam ,że jeśli się uda to wezmą mnie za jakiegoś przebierańca. Rozejrzałam się jeszcze by upewnić się ,że agatów jak na razie nie ma i odwróciłam by dalej zwiedzać. Niespodziewanie jednak napotkałam na przeszkodę w postaci jakiejś osoby. Tak ja dzień wcześniej upadła na ziemię i niepewnie spojrzałam na osobę nade mną. Wysoki murzyn w białym stroju , najpewniej pracował w barze shushi. Mimo dość groźniej postury uśmiechnął się szeroko i wyciągnął do mnie dłoń by pomóc mi wstać. Odwzajemniła uśmiech i chwyciłam jego dużą dłoń.

- Yo! Nowa? Zapraszam na shushi! Suchsi dobre na siniaki! – zaśmiał się wesoło i jedną ręką wskazał mi drzwi do „Rosyjskiego shushi”.

- Dziękuję ,bardzo niestety nie mam pieniędzy – powiedziałam do murzyna z przeprosinami w oczach.

- Trudno! Przyjdź jak będziesz mieć. Simon będzie czekał – powiedział wesoło i włożył mi do ręki ulotkę ,a następnie zaczął zapraszać jakiś innych ludzi. Simon…. Wesołe imię ;3 (A:-_- normalne E: Knebluje ją i wrzuca do szafy* psujesz klimat .3.)

Zapatrzona w ulotkę ruszyłam przed siebie. Przeglądałam ciekawa menu szukając czegoś ciekawego. Uśmiechnęłam się do siebie widząc napis „otoro”. Mniam. Uwielbiałam tuńczyka!  Fakt w celi nie dostawałam zbyt pokaźnych dań ,lecz po przemianie w to coś mama testowała tagrze na co mam uczulenie i zdarzyło mi się kilka razy jeść ryby i chyba 2 shushi. Zamyślona tak wędrowałam z głową z chmurze ,gdy usłyszałam nerwowe trąbienie z daleka. Dźwięk stawał się coraz głośniejszy ,a ja natychmiast spojrzałam w stronę ,z której dobiegał odgłos. Jechał na mnie jakiś samochód i to z dość dużą prędkością. W ostatniej sekundzie dzięki moim wybitnym zdolnościom udało mi się odskoczyć na jakieś 3 metry. Dobrze ,że mam refleks pierwszej klasy. Opadłam na ziemię i oparłam się rękami z tyłu. Serce kołatało mi ze strachu w piersi tak mocno jakby chciało wyskoczyć. Samochód z głośnym piskiem zatrzymał się przede mną  ,a tylnimi drzwiami wyskoczyły dwie żwawe postacie; dziewczyna i chłopak. (A: Po niej! XD)

-Gomene~! Tsobusa  nauczył byś się używać hamulca!- krzyknęła brunetka w berecie do kabiny kierowcy ,z której po chwili wyszły następne 2 osoby.

-A ty nauczyłabyś się nie skakać po aucie!- odwarknął dziewczynie popielatowłosy mężczyzna.

- Ej Erica! Patrz no tylko! Ona ma uszy… i ogon!- powiedział krótkowłosy chłopak i od razu do mnie podbiegł.

Oczy dziewczyny niebezpiecznie zabłyszczały ,gdy spojrzała na mnie dokładnie. Nawet nie zauważyłam kiedy była obok mnie.

- Oya oya! Jakie mięciutkie! To drogi materiał!? Boski cosplay! Łał ten ogon ma funkcję ruszania!? Czyj to cosplay!? Nie widziałam tego anime! To manga!?- dziewczyna razem z chłopakiem zaczęli obsypywać mnie pytaniami z każdą chwilą coraz bardziej się do mnie przysuwając.

- Jak go przyczepiłaś / Gdzie opaska?- Spytali łapiąc mnie jedno za ogon ,drugie za uszy. Mocno ścisnęli ,a moje oczy zaszkliły się łezkami.

-Aj!- powiedziałam położyłam obie ręce na uszach odganiając chłopaka ,a ogon wyślizgnął się dziewczynie z rąk zwijając się kurczowo.

Oboje spojrzeli na mnie zdziwieni. Nagle między nimi stanął mężczyzna w czapce i rozsuwając ich podał mi dłoń.

- Wstawaj Kocurku zanim cie zagadają na śmierć- zaśmiał się krótko wcale nie przejęty moimi atrybutami.- Nie jesteś pierwszą dziwną osobą w tym mieście- westchnął i mrugnął do mnie wracając do auta.

Na skinienie mężczyzny dwójka dzieciaków poszła za nim. Dziwnie jednak mówić mi dzieciaków… może 2 lub 1 rok ode mnie młodsi. Młodzi weszli do samochodu ,a ja popędziłam do mężczyzny w berecie i  pociągnęłam go lekko za rękaw. Spojrzał na mnie zdziwiony ,a ja spojrzałam mu niepewnie w oczy.

- G- Gomene …. Nie chcę robić problemu ,ale  m-masz może coś do jedzenia? – spytałam niepewnie unikając jego wzroku. Jak na zawołanie z mojego brzucha dobiegło żałosne burczenie. Nie jadłam od wczorajszego południa.

Mężczyzna spojrzał chwile na mnie zdziwiony po czym uśmiechnął się wesoło.

- Dotachin! Zabieramy ją ze sobą!- krzyknęła radośnie owa Erica wychylając się przez okno.

- Nie nazywaj mnie Dotachin!- warknął pod nosem Kadota i wpuścił mnie do furgonetki .

Najpierw odwiedziliśmy jakąś restaurację i wszyscy zjedliśmy  w miarę duży obiat. (Jak na moje standardy to duży XD) Potem na życzenie Eriki i jej przyjaciela Walkera wpadliśmy do 2 sklepów z gadżetami dla otaku i mangami. Przechodząc przez sklep podziwiała różnokolorowe czasopisma i tak zapatrzona niespodziewanie wpadłam na stojak z jakimś cosplayem. Jak to już mi chyba weszło w nawyk upadłam na tyłek ,a pusty stojak leżał u moich stóp. Biała zwiewna sukienka do kolan i sztuczny biały kwiatek do włosów spadły mi na głowę. Kiedy wygrzebałam się już z materiału nade mną stała Erica i Walker. Obydwoje mieli oczy jak świecące na niebie gwiazdki.

-To twój kolor! Choć przyda ci się coś nowego!- krzyknęła i popędziła do przebieralni ciągnąc mnie za rękę.

Nie miałam wiele do gadania ,bo po chwili wyciągnęła mnie z szatni i postawiła przed lustrem. Zwiewna sukienka miała cieniutkie ramiączka i wykonana była z białej bawełny, a przynajmniej tak myślałam. Była taka ładna… Westchnęłam zachwycona ,lecz nim cokolwiek powiedziałam Kadota wyszedł z za rogu  włożył mi kwiatek do włosów.

-Czegoś zapomniałaś- uśmiechnął się do mnie ,a ja odwdzięczyłam mu się tym samym.

- Ale nie stać mnie na nią… nawet nie mam jak wam oddać za restaurację….- powiedziałam spuszczając głowę. Były to jedne z nielicznych osób ,które zrobiły dla mnie coś miłego w życiu ,a teraz nie mam jak się im odwdzięczyć. Jak?! (A: Srak! Oddawaj sukienkę i wypad! E: *groźny look* Mam dwóch ochroniarzy[z czasem się wyjaśni] ,a Hao na chorobowym lepiej nie zaczynaj -_-)

- Spokojna głowa z czasem się nam odwdzięczysz! Zabierzesz nas do kina czy coś! – powiedział wesoło Tsobusa i poklepał mnie po ramieniu i wszyscy razem się zaśmialiśmy.

Potem chcieli dobrać mi jeszcze buty ,ale ku ich zdziwieniu nie chciałam ich. Po 1 i tak już dużo dla mnie zrobili ,a po 2 ….. nie czuje dyskomfortu chodząc boso… to o wiele przyjemniejsze ;3

Ostatecznie jechaliśmy przez miasto do ich „domu” ,gdzie mieli mnie przenocować ,gdy wpadliśmy na duży korek. Razem z Eriką i Walkerem zaczęliśmy się wychylać uporczywie próbując coś zobaczyć ,lecz na próżno. Kadota i Tsobusa spojrzeli po sobie i wyszli szybko z auta wyłączając silnik. My w trójkę wyskoczyliśmy tylnim wyjściem i po chwili wszyscy zaczęliśmy się przeciskać by zobaczyć obiekt zainteresowania tłumu. Co jakiś czas słychać było krzyki i huki. Gdy dotarliśmy do „pierwszego rzędu” zaparło mi dech w piersi. (A: *uśmiecha się szyderczo ,bo zna dalszą fabułę E: !???????!!!!! Aż tak cie to bawi?! Ależ ty kochana siostra jesteś serio! ;-;) Izaya i Shizuo walczyli ze sobą. Nigdy nie przypuszczałam ,że ich walka może być tak oszałamiająca. Zdenerwowany blondyn rzucał w Izayę znakami drogowymi i automatami ,a Izaya ze zręcznością ich unikał i celował w blondyna precyzyjnie nożami. To wyglądało tak niebezpiecznie ,że ilekroć Izaya mijał o milimetry następne pociski ,mi przyśpieszało tętno. Nie! Jeszcze nie zdąży i go zmiażdży ,albo chociaż pokaleczy. Nie mogłam tak na to patrzeć. Chciałam wybiec do nich z tłumu kiedy za rękaw chwycili mnie oni… cała czwórka. Ale przed oczami znów ujrzałam Izayę przywalonego czymś ciężkim i wyrwałam się im rzucając krótkie „Gome…” Poleciałam przed siebie z trudem unikając wszystkich pocisków rzucanych przez blondyna. Było tego tak dużo ,że kilka razy upadłam przy odskakiwaniu. I znowu dzięki ci mój refleksie! Kiedy byłam już niedaleko od walczących mężczyzn przez tłum przejechał samochód ,a raczej taksówka ,której Izaya ledwo uskoczył z drogi. W tym samym momęcie blondyn z radością rzucił w Izayę wielkim automatem z napojami. Leciał ku niemu ,a on dopiero opadał na beton. Nie mogłam zrobić nic innego.

-Izaya uważaj!!!!!- krzyknęłam i dobiegłam do niego tym samym popychając go na beton .

Przez wir walki nie zauważył mnie nawet kiedy tłum krzyczał bym wracała i ,że to samobójstwo. Kiedy leżał na ziemi jego źrenice były zwężone ze zdziwienia. Spojrzałam na niego przerażona ,a następnie na wielki czarny kwadrat zmierzający ku mnie. Zacisnęłam zęby i zamknęłam mocno oczy. Poczułam silne  uderzenie i poleciałam w powietrze. Automat wbił się po chwili z hukiem w jakąś szybę sklepową ,a ja po kilku sekundach lotu uderzyłam o ścianę budynku 20 metrów dalej. Kaszlnęłam krwią brudząc białą sukienkę w kilku miejscach na czerwono i opadłam na chodnik. Mój policzek dotknął zimnego i chropowatego betonu ,a ja spojrzałam na swoją dłoń leżącą obok mojej twarzy. Żyłam ,bo to chciała osiągnąć moja matka. Podkuliłam lekko nogi. Poczułam masakrycznie wielki ból w klatce piersiowej ,aż z oczu poleciały mi łzy. Wszystkie żebra prawdziwe i rzekome były z pewnością w dwóch częściach… co najmniej. Na pewno jednak dramatyzuję z powodu bólu. Nogi…. kości raczej całe ,ale małe  kawałki szyby ,którą rozbił automat tkwiły w moich łydkach ,a kilka w udzie na którym leżałam.  Szyba pocięła też trochę sukienki na plecach i falbanach ,a z cienkich nacięć sączyła się mozolnie krew. Uderzenie w ścianę sprawiło ,że rozbiłam sobie mocno głowę i ta w tej chwili sprawiała mi największy problem. Patrzałam jak moje blond włosy powoli pokrywają się czerwienią i sięgnęłam powoli i delikatnie ręką to tyłu mojej głowy próbując wymacać ranę. Usłyszałam jak mój ruch wzbudził wśród tłumu głośne westchnienia ulgi i szepty. No tak… przez ból nie zauważyłam ,że zdziwieni Izaya i Shizuo zaniechali bójki ,a wszyscy zamilczeli przez co stałam się obiektem centrum uwagi jakichś 302 osób. Kiedy cicho syknęłam z bólu po dotknięciu rany na głowie łzy poleciały mi z oczu 2 razy mocniej. Popatrzyłam na moją dłoń całą pokrytą czerwoną posoką. Delikatnie i cała drżąc z wysiłku zaczęłam się podnosić. Kiedy na wpół siedziałam rozejrzałam się szukając wzrokiem paczki Kadoty. Nagle moje oczy napotkały stojącego jakieś 5 metrów ode mnie Izayę. Niepewnie na mnie spoglądał z rękami w kieszeniach. Miał zmarszczone brwi i nad czymś główkował. Ja miałam zakrwawione włosy i sukienkę ,którą przeszyły w kilku miejscach odłamki szkła. Po policzkach i brodzie spływała mi krew wymieszana z łzami ,a biały kwiatek we włosach właśnie opadł mi w małą kałużę krwi u moich dłoni.

-Czemu to zrobiłaś?- powiedział chłodno przyglądając mi się zdezoriętowany. Jego głos brzęczał mi w głowie. Zamknęłam oczy i wysiliłam się na uśmiech.

- Miałam u ciebie dług….- sapnęłam do niego wesoło ,ale to był już mój szczyt możliwości. Przed oczami pojawiły mi się mroczki ,a sekundę później upadłam bezwładnie na ziemię. Zemdlałam.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------    Ohayo~! Wiem ,że opróżnienie miało aż 2 dni ,ale nie mogłam się powstrzymać i napisałam ten rozdział zdecydowanie dłuższy niż miał być ;3 A: Dała się ciapa ponieść emocjom ,ale osobiście cieszę się ,że wpadłaś pod ten automat XD Należało się to takiej ofermie jak ty! E: *uśmiech triumfalny* Zobaczymy kto będzie się śmiał kiedy zaczniemy pisać serię Vampire Khing ,Harry Potter, Guilty Crown ,albo Zwiadowcy ^-^ A: *zadębiała* A- a ….A nieważne! ;P Idę strzelać petardami… E: HAHAHAH! * śmieje się głośno pod nosem* Ok. wracając ..bez względu na spóźnienie  notka następna w niedzielę i będzie to raczej Shaman King ;3 A ta notka ma już 2 200 ok. słów ,więc to mój rekord co do długości rozdziałów! Może się rozkręcę ;3! Pozdrawiam Mai i oczekuję z niecierpliwością następnych odważnych osób do komętowania mojego bloga! Oyasumi i Dzia!

 

 

niedziela, 13 października 2013

Shaman King: Przerośnięta zapałka


Musiałam się go pozbyć. Był zły. Nie mogłam pozwolić by skrzywdził moich przyjaciół. Poza tym widział mnie w bieliźnie, czyli kolejny powód do morderstwa! (-_- w ogóle zrobisz coś chodzącemu grillowi!?) Na jego twarzy był wyryty wścibski uśmieszek ,a moja płonęła złością . Chwycił ręką kulkę ognia i znów jego wzrok na chwilkę zjechał na moją jakże chojną piżamę. (Biała sukienka nocna do ud zakończona czarną koronką i prześwitująca czarna bielizna -_-)  Mówiłam zbok! Kiedy znów spojrzał mi w oczy buchał pewnością siebie.

- Mam propozycje, wpuścisz mnie do środka ,a ja nic Ci nie zrobię- powiedział

- Nigdy w życiu- powiedziałam stanowczo i zapominając o krępującym stroju rozłożyłam ręce zasłaniając sobą wejście do domu Yo. Na moje słowa teatralnie westchnął ,a następnie spojrzał na mnie wzrokiem łowcy.

-Czyli nie mam wyjścia…- powiedział i jakaś fala powietrza rzuciła mnie w bok na jakieś 5 metrów.

Hao miał właśnie chwycić za klamkę kiedy zdeterminowana pozbierałam się szybko i chwyciwszy leżącą niedaleko małą doniczkę ,rzuciłam w niego ,a ten odwrócony do mnie plecami dostał nią w głowę. Ceramiczne kawałki z głuchym trzaskiem upadały kolejno na ziemie ,a chłopak cicho syknął.

- A więc tak się bawimy co?- powiedział wyraźnie wkurzony i zaczął się do mnie niebezpiecznie szybko zbliżać.

 Zaczęłam szukać wzrokiem czegoś do obrony jednak na marne. Kiedy był już zbyt blisko zaczęłam się cofać ,ale dotknęłam plecami płotu. Odwróciłam się automatycznie i zaczęłam wspinać na niego ,ale po zaledwie dwóch krokach Hao ściągnął mnie na dół silnym pociągnięciem za włosy. Jęknęłam z bólu i spadłam w jego ręce. Właśnie miałam wstać i się wyrwać kiedy przez drzwi na podwórko wybiegł Yo i reszta ,w tym Len. Zadowolony Hao nim cokolwiek zdążyłam zrobić pociągnął mnie za włosy do góry i przycisnął do siebie . Byłam zakładnikiem, szlak by to! Jedną ręką trzymał mnie w pasie ,a drugą trzymał kulkę ognia ,chyba jego ducha stróża. Cała paczka była zszokowana tym ,że Hao żyje.

- Hao co ty tu robisz!? Przecież ty nie żyjesz!- warknął Yo ,a reszta automatycznie utworzyła kontrole ducha. Hao uśmiechnął się do siebie i wyjął z za kołnierza wisiorek ze znaczkiem Jing-Jang. Anna automatycznie zdębiała.

- Gdzieś ty go znalazł?!- warknęła

-Bywało się tu i tam ,aż w końcu sam wpadł mi w ręce – powiedział obracając wisiorek na palcu.

Wkurzona Anna po chwili zaczęła objaśniać ,ze wisiorek ,który ma Hao pozwala na stworzenie swojej idealnej kopii ,w którą można przelać swoją dusze. Dzięki temu można zostawić swoje prawdziwe ciało w bezpiecznym miejscu i robić co się chce w nowym ,a w przypadku śmierci lekko uszkodzona dusza  wraca do prawowitego ciała. Spojrzałam kątem oka na wisiorek i zobaczyłam jak Hao chowa go za kołnierz. Wkurzony Trej i Len już mieli sie rzucić na Hao kiedy ten zacisnął rękę na moim przedramieniu ,a ja poczułam ,że jego ręka zaczyna się robić bardzo gorąca. Po chwili była tak ciepła ,że zaczął przypalać mi skórę. Krzyknęłam z bólu na co chłopaki się zatrzymali.

- Jeszcze krok dalej i z waszej koleżanki zostanie kupka popiołu. –powiedział ,a mi oczy zaszkliły się łzami. Jego ręka wystygła ,ale miejsce ,w którym mnie oparzył piekło niemiłosiernie.

Oczywistym było ,że obydwoje się cofneli.

-Czego od nas chcesz?!- warknął Lyserg powstrzymując się od użycia wahadełka. Hao uśmiechnął się szerzej.

- Oczywiście chcę byś ty Yo razem z Lenem dołączyli do mnie by stworzyć świat tylko dla wybrańców – powiedział dumnie.

- Nigdy- warknął Len ,a Yo się z nim zgodził.

- A więc nie pozostawiasz mi wyboru Yo – westchnął Hao- musze was zniszczyć ….,a zacznę od tej tutaj- powiedział potrząsając mną ,a następnie jedną ręką naciągając mój dekolt.

- Zboczeniec- warknęłam na niego ,a ten zaśmiał się pod nosem

- To nie ja paraduje w bieliźnie po dworze – zaśmiał się – może małe tortury zmienią wasze zdanie – powiedział ,a palec wskazujący jego drugiej ręki zapłonął.

W głowie usłyszałam głos dziewczyny

„ Dasz rade! Potrzebujesz furii! Zdenerwuj się! Zdenerwuj się!”

Przecież byłam wkurzona! O co jej chodzi?! Ja tu zaraz umrę! Nagle Hao przyłożył gorący jak płynne żelazo palec do mojej klatki piersiowej w miejscu serca i zaczął powolnym ruchem żłobić jakąś linię. Krzyknęłam z bólu i zaczęłam popłakiwać. To tak bolało!

„Wkurz się!”

Hao zaczął „rysować” kolejną linię ,a mój płacz zaczynał przybierać na sile. Jestem taka żałosna!

- Hao przestań! – krzyknął zrozpaczony Yo ,ale ten tylko uśmiechnął się chytro

- Więc dołącz do mnie!- powiedział Hao i zaczął rysować 3 linię.

Chyba zamierzał narysować pięcioramienną gwiazdę ,ale on był kreatywny naprawdę! Ból był nie do zniesienia ,a ja musiałam się skupić. Wkurzyć się tak? Ale jak!?

„ Zabije cie! Pomyśl ! Zabije też ich jeżeli się nie wkurzysz! No dawaj! Furia!”

Głos w mojej głowie krzyczał ,a ja wyobraziłam sobie jak Hao zabija po kolei moich przyjaciół. Ten gnojek! Nie wybaczę! Nienawidzę go! Zabiję go! Hao kończył rysować 5 linię kiedy zobaczyła czarnego kota koło krzaków za całą paczką. Jego oczy jarzyły się czerwienią.

„ Wkurz się!”

Niemal że byłam pewna ,że wszyscy słyszeli ten głos. Koniec! Puszczaj mnie!!!!

- Zostaw mnie ty przerośnięta zapałko!!!!!- wydarłam się ,a moje oczy zabłysnęły krwistą czerwienią.

Zamachnęłam się i ku jego ogromnemu zdziwieniu mocno uderzyłam go w splot słoneczny. Kiedy mnie puścił obróciłam się i szybko uderzyłam go ręką w nos i nadepnęłam mu na śródstopie. Ostatecznie dostał ode mnie z kopa w krocze ,a on w odpowiedzi kuląc się i wycierając krew z nosa rzucił we mnie kulą ognia przez co uderzyłam o ścianę domu Yo. Hao wstał chwiejąc się. Był gotowy na każdy atak magiczny ,ale nie pomyślał o starej dobrej samoobronie. Mimo bólu buzująca we mnie adrenalina podniosła mnie na nogi ,a świecące oczy przepełnione były furią. Yo i Len chcieli mnie powstrzymać ,ale ja bez zastanowienia rzuciłam się na Hao. Skoczyłam na niego przewalając go na ziemię i zaczęliśmy się szarpać. Podczas tej szarpaniny zerwałam mu z szyi łańcuszek ,ale w końcu wkurzył się nie na żarty i silnym kopniakiem wyrzucił mnie w powietrze. Kiedy tak spadałam moje oczy powoli wróciły do poprzedniej postaci ,a ja poczułam ogromne zmęczenie. Nie miałam siły by jakoś zamortyzować upadek. W ostatniej chwili Len wyskoczył i złapał mnie na ręce. Byłam na wpół przytomna. Hao wstał z ziemi i zirytowany spojrzał na nas wszystkich.

- Przebrała się miarka. Chciałem dla ciebie dobrze Yo ,ale nie dajesz mi wyboru . Przy najbliższej okazji zabije was wszystkich ,a zacznę od ciebie i tej gówniary.- warknął i zniknął w płomieniach

Wszyscy wydawali się przejęci i zaczęli ze sobą rozmawiać tylko Len westchnął głęboko i podszedł ze mną do drzwi.

- Chodź Faust, ona jest ranna…- powiedział i spojrzał mi w oczy tymi swoimi przeszywającymi tęczówkami- nie można cie zostawić na chwile samej ,bo już pakujesz się w kłopoty!- powiedział zmęczony ,ale w głębi jego oczy widziałam ,że jest tym lekko rozbawiony. Uśmiechnęłam się do niego lekko i weszliśmy do domu by opatrzył mnie Faust. (Raczej Len wszedł….zaś ktoś mnie/ją niósł! XD) Za wszystkimi do mieszkania cicho wślizgnął się czarny kot…..
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I tak to moji drodzy wydusiłam z siebie po 2 miesiącach 6 rozdział! XD Jej! A jutro u koleżanki po akademi będę oglądać 2 horrory *.* Bajera! Uwielbiamy razem je oglądac i widziałyśmy już razem:The Ring, Silent Hill 1 i 2, Klątwa 1 i 2 ,a jauto oglądamy klątwa 3 i 13 dusz .3. A u mnie za miesiąc koszmar z ulicy wiązów i zemsta freddego XD ALE WRACAJĄC!  Myślałam ,ze będe musiała ci przypominać -_-  Za tydzień 2 część "Koty chodzą własnymi ścierzkami" wątpie bym miała czas wrzucać cokolwiek w ciągu tygodnia ,ale jeśli to napewno inne rzczy z innych opowiadanek. Jakieś prologi jak mnie najdzie ochota czy cuś .3.Więc warto wchodzić codziennie na sekundke by sprawdzić ;D  Ty sempie chcesz tylko wyświetleń! *szczypie ją w policzki*  Auć! No może troche! XD * zamyka Alex w skrzynce* A więc (nie zaczyna sie zdania od a więc XD) zapraszam do czytania i komętowania ;3 Rozdział był zadedykowany Mari- najbardziej czekającej na niego! XD Dzia!  *wybija wieko skrzyni z zawiasami kopniakiem*  Ty mała ****! [CENZURA]
 

wtorek, 8 października 2013

Durarara!- Koty chodzą własnymi ścierzkami cz.1


Nienawidzę jej, nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę!!!!!! Takie potwory nie zasługują na życie! Taka osoba nie ma prawa być nazywana przeze mnie matką! To potwór! Jak można tak robić własnym dzieciom! –takie myśli miałam w głowie ,gdy biegłam.

O co chodzi? Kim jesteś? –spytacie.

Otóż nazywam się Lili, a przynajmniej tak dałam sobie na imię. Nazwiska nie dane było mi poznać. Ten potwór, o którym mówiłam wcześniej to moja matka. Ech. Marny los dziecka, które urodziło się szalonej chirurgiczne. Taka właśnie była. Robiła potajemne eksperymęty na ludziach odkąd pamiętam. Oprócz mnie taki sam marny los miał mój ukochany świętej pamięci braciszek. Nazywał się Jim. Sami nadaliśmy sobie nawzajem imiona, ponieważ mama nazywała nas tylko obiekt 1 i 2. W wieku 5 lat mama zabiła Jima by bliżej przyjrzeć się anatomii dziecka. Mówiłam wariatka. Ja byłam do osiemnastki trzymana w izolatce nr 1. W dzień urodzin mama nareszcie mnie wypuściła ,ale zrobiła coś co wolałabym mniej od śmierci. Rzuciła mnie w końcu też na stół operacyjny. Miała idee nadania człowiekowi cech zwierzęcych psychicznie, fizycznie i anatomicznie. Po wyjściu z narkozy mama postawiła mnie przed lustrem. Miałam kocie uszy i ogon. Jednak nie było to śmieszne. Czułam wszystko bardziej, szybciej i tak samo na to reagowałam. Byłam 2 razy szybsza i zwinniejsza. Miałam świetny węch i wzrok nawet w ciemnościach. Moje kości były mocniejsze ,a ciało bardziej gibkie. Nieobeszła się też bez nagłego zakochania się w mleku i rybach, ale cóż. Następny rok był piekłem mama wstrzykiwała mi wykańczające choroby i patrzyła jak szybko wyzdrowieję. Łamała mi kości i sprawdzał jak szybko się zrosną. Zadawała mi rany i patrzyła jak szybko się zagoją. Była potworem. Pewnego dnia chciała mi wstrzyknąć raka, ale miałam już jej dość. Pasy, które przypinały mnie do stołu pod moją determinacją zerwały się ,a ja po długim błądzeniu w labiryncie podziemi uciekłam. Na moich nogach dalej były pasy ,a ja miałam na sobie mój jedyny dziwny kostium wyglądałam tak:




Z jednego ze znaków na wejściu do laboratorium dowiedziałam się ,że jestem w Ikebukuro. Biegłam zaraz po tym pędem do centrum by uciec, ponieważ zaczęli mnie gonić ochroniarze mojej mamy. Kocie zmysły coś jednak mi dały, bo byłam szybsza ,ale i tak mnie gonili. Po jakichś 10 minutach biegu wpadłam na plecy jakiegoś chłopaka. Zrobił tylko krok do przodu , a ja padłam na tyłek podpierając się rękami. Spojrzałam na niego. Miał czarne włosy, czerwone oczy jak ja i charakterystyczną kurtką z futerkiem. Jedną rękę właśnie opuszczał ,bo wcześniej była skierowana w kierunku jakiegoś blondyna w stroju barmana. Chłopak miał w ręce nóż ,a blondyn znak drogowy. Obydwoje chyba się bili ,ale teraz ich uwaga była całkowicie skierowana na mnie. Parzyli tak na mnie w szoku jak i wielu ludzi dookoła ze względu na to ,że miałam uszy i ogon oraz dziwne ubranie. Nie zdążyli jednak nic powiedzieć, bo z tłumu wyszło kilku facetów w czerni (Lol xd nie chodzi mi o ten film ). Machinalnie zaczęłam się cofać tyłem ,ale jeden podszedł i wycelował we mnie pistolet.

- Proszę nie! Nie zabijaj mnie! Ja nie chcę! Błagam! – zaczęłam krzyczeć płacząc i zasłaniając się rękami.

- Wrócisz do mamusi po dobroci, albo cię ustrzelę obiekcie 1!- krzykną donośnym głosem do mnie

-Ale ja nie chcę! Ona też mnie zabije! Daj mi spokój! Nie chcę skończyć jak Jim !- dalej płakałam

- Obiekt 2 zakończył życie dla celów wyższych!- odpowiedział inny

- Wyższych?! Mama go zarżnęła dla zachcianki! Zabiła mi brata, a wy nie jesteście lepsi!- krzyknęłam zdeterminowana

-Głupi kocurze! I tak tam wrócisz nieważne czy martwa ,czy żywa! - krzykną i strzelił zaraz koło mojej głowy ,bo się odsunęłam lekko w bok.

- Już nie chybię!- krzykną i przeładował i znowu wycelował

Byłam spanikowana sekundy dzieliły mnie od śmierci. Spojrzałam zapłakanymi oczami w stronę chłopaka o czarnych włosach. Był  zszokowany sytuacją. Patrzył na mnie tak głębokim spojrzeniem. Tylko ten wzrok był wtedy dla mnie bezpieczny. Chciałam by mi pomógł choć go nie znałam. W duszy chciałam ,by cokolwiek zrobił. Samo mi się wyrwało. Nic na to nie mogłam poradzić.

- Pomórz mi! – krzyknęłam cała we łzach z błagalnym wzrokiem.

Usłyszałam strzał i zamknęłam oczy. Ale nic nie poczułam. Otworzyłam je i zaszokowana oczy wyszły mi z orbit. Chłopak stał między mną ,a mężczyzną. W ręku trzymał nóż, a pierwszy mężczyzna padł na ziemię. Na pozostałych spadł  znikąd automat z napojami , ale dwóm udało się uciec. Chłopak odwrócił się w moją stronę i klęknął jakiś metr ode mnie.

-Nic Ci nie jest?- spytał melodyjnym głosem ,a na jego twarz wdarł się wścibski uśmieszek.

- Nic Arigato –powiedziałam cicho i cofnęłam się tyłem ,ale moje plecy wpadły na przeszkodę w postaci blondyna w stroju barmana. Spojrzałam na jego twarz podnosząc głowę ku niebu.

Miał w ustach papierosa ,a brązowe oczy zasłaniały niebieskie okulary przeciw słoneczne. Patrzył się na mnie z dziwną miną ,a następnie podał mi rękę ,by mnie podnieść. Chwilę patrzyłam na jego rękę w obawie, ale w końcu chwyciłam ją i wstałam. Mój ogon strzelił jak z bata strzepując kurz ,a ja zaczęłam wycierać kurz z spódniczki i rąk.

- Kim jesteście?- zapytałam niepewnie

- To raczej ty powinnaś się przedstawić złotko – powiedział czarnowłosy i oparł się o ramię blondyna

- Nie dotykaj mnie mendo! –krzykną blondyn i wyrwanym wcześniej znakiem uderzył go ,lecz ten uskoczył.

-Shizu- chan jeszcze przez przypadek ją trafisz! –powiedział chłopak z wścibskim uśmiechem.

- Nazywam się Lili ,a wy? – powiedziałam

-Ja nazywam się Izaya Orihara i jestem informatorem w Ikebukuro ,a to jest Schizu- chan – powiedział chłopak

- Dla ciebie Shizuo Heiwajima mendo! – krzyknął powstrzymując się od rzucenia w czerwonookiego czymś.

-Jak to możliwe ,że masz ogon i uszy? – spytał Izaya

- Przez mamę- powiedziałam

-Była kotem? – zapytał Izaya i zaczął chichotać

- Nie szaleńcem – powiedziałam smutno i odwróciłam się w stronę parku

Jakiś chłopak w dredach przyszedł po blondyna i odeszli razem ,a ja poszłam do parku. Odziwo Izaya podreptał ciekawsko za mną .

- Po co tu idziesz?- zapytał mnie

- Jestem zmęczona

- I idziesz do parku?

Nie odpowiedziałam tylko doszłam do ławki ,a następnie połorzyłąm się na niej ignorując Izaye. Byłam tak zmęczona ,że już zasypiałam.

-Będziesz tu spać?! – spytał zaskoczony Izaya – Idź do domu –dodał

-Nie mam domu – oznajmiłam i zasnęłam ostatnią rzeczą jaką pamiętam było jego zdumione spojrzenie.

 

Durarara- Ku roztopieniu serc cz.6 (koniec)


Byłem sparaliżowany. Słyszałem przez komórkę jak Emili jęczy z bólu ,a ja byłem bezsilny. Zdenerwowany Shizuo pozbierał się ,wyrwał mi słuchawkę z ręki ,a następnie przejął rozmowę.

 

Wkurzyłem się nie nażarty. Ta mała blondyneczka jest tam katowana ,a Izaya po prostu nie jest Izayą! Jest za poważny! Zbyt przejęty tym co się dzieje! Wstałem i wyrwałem zszokowanemu brunetowi telefon z ręki.

- Słuchaj Jack ,czy jak Ci tam matka dała! Wiele ludzi mnie wkurza ,zwłaszcza Izaya ,ale ty to już jesteś na mojej liście straceńców jasne?! Jak cie za niedługo dopadnę to nie ręczę za siebie! Spisz testamęt gnoju!- warkną Shizuo i bez czekania na odpowiedź rozłączył się o mało nie psując komórki informatora.

Shizuo…- zdziwił się Izaya patrząc na blondyna. Nie spodziewał się takiej reakcji Shizuo.

-Słuchaj mendo! –powiedział Shizuo chwytając informatora za ramiona – nie znoszę cię! Ale nie pozwolę by ta mała przez ciebie zginęła! Ogarnij się! Jesteś Izaya Orihara największa menda i pijawka w TOKIO i na świecie! Co ci się stało?! Ty musisz mieć zawsze na twarzy ten durny uśmiech! Masz zawsze mieć przy sobie milion tych swoich durnych tekstów! I masz do mnie mówić Shizu-chan! –blondyn spuścił głowę tak ,że nie było widać jego twarzy- bądź znowu tym wkurwiającym Izayą ,którego znam!!!!! A nie tym cholernie poważnym debilem! – dodał podnosząc głowę i patrząc na niego z determinacją w oczach.

- Shizu…. Shizu-chan- uśmiechną się do niego jak za dawnych lat, czyli wścibsko i zawadiacko- ,bo się rozpłaczę ,aż tak Ci mnie lubisz? –wyszczerzył się czerwonooki – to może mi pomożesz to załatwić co?- dodał wyciągając w stronę blondyna dłoń- tymczasowy sojusz? – popatrzył na blondyna badawczo ,czekając aż odpowie.

- Zgoda- warkną Shizuo z uśmiechem na twarzy - ,ale po tym wszystkim Cie zabiję!

- Taaa jasne Shizu-chan!!!-uśmiechną się szeroko Izaya i podał sobie z blondynem ręce.

 

19:15

Płakałam już od jakichś 10 minut ,ale prawa noga tak mocno mnie bolała ,że nie umiałam w tym momęcie robić nic innego. Było zimno, ciemno i bolało jak cholera. Z każdą falą tępego bólu traciłam chęć do życia. Bałam się ,że nic już nie zdziałam .

 

19:30

Ból był cały czas bardzo mocny ,ale byłam już tak zmęczona ,że nawet płakać mi sie odechciało. Co jakiś czas ktoś przechodził obok mojej celi , bo zaraz po akcji z telefonem chcieli mieć mnie na oku i przenieśli mnie do celi więziennej. Nagle koło niej przeszedł sam Jack z ponurom miną.

-Dlaczego?......- wychlipałam łamiącym się i chrapliwym głosem przez co brzmiałam dość żałośnie jak na skrytobójczynię.

Ten na moje słowa zatrzymał się jak piorunem rażony

- Bo jesteś naiwna……. Aha wszystkiego najlepszego-powiedział z chytrym uśmiechem na twarzy stwierdziłam ,ze był on jeszcze gorszy od uśmiechu Izayi.

Właśnie Izaya…. Co teraz robisz? Gdzie jesteś? Szukasz mnie? A może ma mnie za idiotkę i zostawił na łaskę Jacka. Nie! Słyszałam go przez telefon… martwił się…. Kocha mnie ……,a ja kocham jego .

Izaya ratuj!

 

 

 

19:40

Ledwo utrzymywałam kontakt z otoczeniem. Ból bardo mnie osłabił . Prawie mdlałam z bólu ,a mnie wciąż zalewały fale kolejnych tortur. Kiedy już prawie zemdlałam usłyszałam głośny huk na korytarzu i zmusiłam się otworzyć oczy. Po podłodze przesuwały się kłęby dymu. W dalszej kolejności usłyszałam tupot jakichś 3 osób i warkot silnika z daleka.

-Celty!- pierwsze co przyszło mi na myśl to ukochane widmo bez głowy na motorze

Pomyślałam ,że jeśli jest Celty to jest i Shinra ,a z Shinrą Izaya! Mimo to po chwili wsłuchiwania się w tupot ujrzałam w pierwszej kolejności tego blondyna Shizuo ,który chwycił się mocno krat w moim ,,więzieniu,, i następnie wyrwał metalowe drzwiczki z zawiasami. Na mojej twarzy pojawił się na tyle szeroki uśmiech na jaki miałam siły w tej chwili ,kiedy zobaczyłam Izayę czatującego na korytarzu. Blondyn po rzuceniu drzwi od celi na ziemie podszedł do mnie i wziął na ręce ,a ja głośno syknęłam z bólu . Noga nie przestawała dawać o sobie znać. Mimo to nie chciałam sprawiać już większych problemów ,wiec zacisnęłam zęby z całej siły i dałam się podnieść ,a następnie……… Przerzucić przez ramie!!! No mu się chyba w głowie pomieszało .Nie jestem workiem ziemniaków!

- Ej nie traktuj mnie jak torby ze szmatami!- warknęłam na blondyna zaciskając zęby z bólu.

- Ach marudzisz! Skup się mała ,gdzie może być Jack?-powiedział mało przejęty moją sytuacją Shizuo

-Skąd mam wiedzieć?! Kiedy mnie przenosili miałam worek na głowie ,a teraz potraktuj mnie poważnie! -warknęłam ponownie na blondyna

- Na pewno z tym workiem byłaś ciszej… -mruknął pod nosem blondyn czego nie skomętowałam

-Emili wszystko okej?!- dobiegł do mnie Shinra ,a ja zrezygnowana zawisłam na ramieniu Shizuo jak zawieszka.

- Shinra wolę już iść na piechotę ze złamaną nogą jeżeli on ma mnie tak nieść……. To dość nie komfortowe…- wyżaliłam się lekażowi ,a ten zaśmiał się

-Ty nawet w takich chwilach potrafisz mieć do wszystkich wąty co Emili?- zachichotał ,a ja zrobiłam oburzoną minę i nadęłam policzki

Nagle usłyszałam szybki bieg ,a po chwili już mignęła mi przed oczami bluza z futerkiem znikająca za rogiem.

-Izaya!- tylko zdążyłam tylko krzyknąć za czerwonooki ,ale jego już nie było…

Zaczęłam się szarpać z blondynem ,a kiedy już spadłam na podłogę zacisnęłam z bólu zęby na wardze aż poleciała krew. Nim zdążył mnie złapać blondyn wstałam i pokuśtykałam najszybciej jak mogę za Izayą.Zatrzymałam się dopiero kiedy znalazłam się w pokoju ,w którym był i Izaya i Jack. Stali naprzeciwko siebie z mordem w oczach. Po chwili dogonił nas Shizuo i Shinra.

- No proszę! Cała wielka trójka Srebrnych Ostrzy sięzebrała! Co powiesz na mały pojedynek Izaya?- zapytał śmiejąc się Jack.

Jego długie blond włosy były spięte w kucyk ,a przez pas miał przewieszoną swoją biało-złotą kurtkę. Jego złociutkie jak złoto oczy czujnie wpatrywały się w przeciwnika. Czarna koszulka na ramiączkach była włożona do złotych rurek. Czarne buty twardo trzymały się podłoża gotowe to skoku. Jednym zdaniem: ,, Złote ostrze wielkiej trójki”. Po chwili z kieszeni kurtki Jacka wyłonił się nóż sprężynowy o złotym uchwycie . Na ten gest blondyna dało się usłyszeć szum przecinanego powietrza . Po chwili naprzeciwko długowłosego blondyna swe ostrze prezentował krwistooki brunet. Przez małe okienko w ścianie do pomieszczenia wpadało światło księżyca idealnie oświetlając nóż Izayi. Wśród bladego światła błyszczał wygrawerowany napis ,,Bronię tego co moje”.

- O niczym innym nie mażę!- powiedział brunet , a na jego twarz wdarł się wścibski uśmiech

Jak na sygnał obydwoje ruszyli naprzeciwko siebie ,a byli tak szybcy ,że przed oczami na przemian migało złoto i krwista czerwień ich oczu. Co sekundę rozpryskiwały się iskry powstające na skutek starcia ostrzy. Osunęłam się na ziemię i opierając o ścianę obserwowałam całą walkę. Po kilku minutach ciągłej bitwy blondyn leżał na ziemi ,a Izaya miał zadać ostateczny cios. Zerwałam się z miejsca i chwyciłam za rękę Izayi.

- Emili co ty?! To nie twoja sprawa puść!- warkną na mnie brunet ,ale ja tylko zacisnęłam mocniej ręce na Rego ramieniu

-Nie! To jest moja sprawa! A ty przecież kochasz ludzi więc nie możesz ich zabijać! A JA MAM Z NIM PARE SPRAW DO OMÓWIENIA! – warknęłam na Izayę a on niechętnie się odsuną.

Stanęłam nad Jackiem i spojrzałam mu w oczy ,ale nie było w nich już złości tylko chłód i zimno.

- Co pobijesz mnie teraz ,bo cie oszukałem co?- wyszczerzył się mocno pokaleczony już Jack z pewnością siebie. To ciekawe ,ze miał ją nawet takiej sytuacji . Nie miałam swojego noża więc moja wypowiedź była krótka.

-Shizuo wyrwij i daj mi tamtą rurę. –powiedziałam chłodno do blondyna za mną nawet nie zaszczycając go spojrzeniem. Zrobił dziwną minę ,a następnie mnie posłuchał. Zacisnęłam ręce na rurze ,a następnie zamachnęłam się.

-Shinra lepiej zamknij oczy..- mruknęłam tylko na koniec i przyfasoliłam Jackowi w głowę z całej siły. Ostatnim co widziałam na jego twarzy był strach, strach przede mną. Jego głowy zaczęła się powoli lać pomidorowa ,a ja wyciągnęłam swój nóż z jego kieszeni i pokuśtykałam w stronę wyjścia.

- Smaż się w piekle skurwielu –rzuciłam tylko za sobą do trupa i powoli wyszłam z budynku w towarzystwie czwórki zdziwionych chłopaków.

20:20

Siedziałam razem z wszystkimi w salonie u Shinry ,który właśnie nakładał mi gips na nogę. Shinra pytał się mnie o pełno szczegółów typu:,, Boli cie coś jeszcze?”. Kiedy gips już prawie wysechł Izaya wstał ,przeciągną się i powoli pomaszerował w stronę drzwi.

-Miło było ,ale idę już do siebie! Widzimy się jutro Shizu-chan!- rzucił za sobą śpiewającym głosem i kiedy już miał chwycić za klamkę coś we mnie pękło.

-Co?!- krzyknęłam do niego ,a on zatrzymał się i spojrzał na mnie pytająco

- Ale o co chodzi?- zrobił zdziwioną minę ,a ja spaliłam buraka

-Noooo boooooo nie dałeś mi jeszcze prezętu na urodziny! -rzuciłam bezmyślnie

- Tak właśnie tylko uratowałem ci życie !- mrukną z wyrzutem Izaya

- Celty pomóż mi wstać- powiedziałam cicho do kobiety bez głowy i po chwili byłam już na nogach. Szybko chwyciłam kule i podeszłam na nich do Izayi. Byłam cała czerwona.- S-skoro tak to przyjmij to jako podziękowanie- mruknęłam do niego i pocałowałam go czule w usta ,a on zdziwił się nie na żarty ,a następnie odwzajemnił mój pocałunek obejmując mnie.

- Izaya- powiedziałam cicho kiedy w końcu przerwaliśmy

- Hm? – mrukną na znak ,że słucha

-Masz zakaz na Ikigami jasne!? – krzyknęłam na niego wtulając się w jego ciepły tors

- hahahah Taką cię pamiętam –zaśmiał się i przytulił- Wszystkiego Najlepszego Emili…

THE END!

 

Durarara- Ku roztpieniu serc cz.5


19:20

Leniwie otworzyłam powieki starałam przyzwyczaić oczy do ciemności. Po kilku minutach widziałam już wyraźnie ,gdzie byłam. Do okoła były betonowe ściany ,a ja miałam związane ręce za plecami. Było mi trochę zimno ,ponieważ mój płaszcz został w miejscu z którego mnie porwali. ,,I nóż też,cholera”- pomyślałam . Drogą ucieczki w tej sytuacji były tylko ciężkie metalowe drzwi.

-Nie ma szans –mruknęłam zbulwersowana

Nie miałam nic co mogło by mi się przydać ,nie licząc paczki chusteczek w kieszeni spodenek. Rozejrzałam się po pomieszczeniu a moje oczy zatrzymały się na małym przedmiocie w końcu pokoju. ,,Mój telefon!”- krzyknęłam w myślach z wielką radością. Powoli wstałam i przełożyłam wiązane ręce pod nogami tak by były z przodu. Podeszłam do telefonu i nerwowo weszłam w kontakty.

Jack

Russian Shushi

Shinra

Izaya

-Chwila Izaya? Skąd?- pomyślałam zdziwiona i automatycznie wcisnęłam na ekraniku dotykowym imię Jack.

,,Pip……pip…….pip………przepraszamy dany abonamęt ma wyłączony telefon”- odezwała się ta wkurzająca babka w telefonie. Co teraz , co teraz skoro Jack nie obiera. No to do Shinry. Wcisnęłam Shinra ,ale od razu się rozłączyło ,bo nikt nie odbierał.

-No co jest!- krzyknęłam rozpaczliwie.

Telefon był moim jedynym ratunkiem ,a akurat zakichany doktorek zgubił komórkę! Po jeszcze 2 próbach stwierdziłam ,że to na marne. Byłam wkurzona ,że los nie daje mi innego wyboru jak tylko zadzwonić do tego głupka! No, chwila Emili! On był niewinny! I co z tego, ale zdradził Srebrne Ostrza! Ale, Shinra sądzi ,że to nieprawda! Ale, Shinra też sądzi ,że Celty ma piękne oczy -_-. No, pięknie zaczynam kłócić się sama ze sobą! Dobra dzwonie ,bo zwariuję! Jestem już wystarczająco sfiksowana!

,,Pip…..pip…….pip…… Halo Emili?Żyjesz?!”

19:05

- Dup!- dało się usłyszeć walnięcie drzwi wejściowych w domu Shinry.

- Izaya ,co się stało?- wyklinała na swoim telefonie Celty i przyłożyła brunetowi telefon przed nos.

-Shinra!- zawołał Izaya odpychając od siebie dłoń kobiety.

- Izaya co chcesz?- spytała zdziwiony Shinra

- Gdzie ,jest Jack!? Gdzie Emili!? Gdzie oni są?!- zaczął rzucać pytaniami zdenerwowany czerwonooki łapiąc doktorka za kołnierz.

-Spokojnie! Spokojnie! Co cie napadło? Nie wiem gdzie Jack ,ale Emili chyba dostała zlecenie a co?!- zaczął się bronić lekarz.

- Jakie zlecenie?!- spytał dalej podenerwowany odkładając doktorka na ziemie

- Nieważne ,a co Ci do tego pijaku?!- powiedział groźny głos dobiegający z drzwi , który okazało się należał do Shizuo.

- Więcej niż Ci się wydaje – warkną do blondyna Izaya nawet nie zaszczycając go spojrzeniem i odziwo nie wyciągając noża.

- Nie masz mu mówić Shinra ,bo tam podejdę- warkną na doktorka Shizuo

- Ale, Shizuo! On ma prawo wiedzieć!- napisała zdenerwowana Celty

- Nie, nie ma! Po tym co zrobił niech sam se radzi!- Warką znowu spoglądając na Shinrę

-Zamknij się!- powiedział Izaya śmiertelnie poważny

-Coś powiedział?!- krzykną wkurzony blondyn ,podchodząc do bruneta

-Powiedziałem żebyś

zamkną się!- mrukną mu kąśliwie Izaya

- Ty mały gnoj……!- Shizuo chciał uderzyć Izaye ,ale ten w pól słowa podskoczył i kopną go potężnie w plecy tak ,że walną z całym impetem w ścianę naprzeciwko siebie.-Jak ty?!- zdziwił się Shizuo zbierając się z podłogi.

-Gdybym zawsze bił się z tobą na poważnie to byś już nieżył!- warkną czerwonooki – ,a poza tym nie mam na Ciebie czasu.-Dodał po chwili

- Mniejsza z Emili ,czego chcesz od Jacka? –spytał się zainteresowany Shinra

-Zemsty- mrukną Izaya

-Zemsty?!- napisała Celty na telefonie

-Za to ,ze tyle lat mydlił Emili oczy! Za to ,że mnie wrobił robiąc ze mnie w jej oczach potwora! Za to ,że ją wykorzystywał coś jeszcze?!-warkną Izaya na doktorka ,a opowiedziały mu 3 zdziwione twarze

- Zresztą nieważne- warkną brunet i miał już wyjść ,ale telefon w jego kieszeni zaczął dzwonić .

Powoli wyciągną telefon i beznamiętnie spojrzał na ekran. Jego oczy się rozszerzyły ,a źrenice zwęziły. Błyskawicznie odebrał.

-Halo Emili? Żyjesz?!- spytał od razu zdenerwowanym tonem chłopak

- Można tak powiedzieć- odparłam nieco zmieszana- a co się tak zainteresowałeś nagle?!- dodałam oburzona pytaniem Izayi

- Emili…… to….to nie byłem ja! To Jack! On zdradził klan! –zaczął podenerwowany się tłumaczyć

Na sercu zrobiło mi się dziwnie. Ten jego głos. On mi się tłumaczy?! Ale ,że mi? Że niby wielki Orihara?! To się kupy nie trzyma! I czemu cała się trzęsękiedy mówi?! No co jest?!

- Emili ,gdzie jesteś?- spytał na koniec spokojnym i opiekuńczym tonem ,a mi chcąc nie chcąc po policzku poleciała ciepła łza szczęścia.

Kiedy miałam zabijać to byłam niewzruszona ,ale w sytuacjach ,w których ktoś się o mnie troszczył zawsze się rozklejałam. Tak się cieszyłam kiedy ktoś się mną przejmował. Ze strony Jacka nie mogłam na to liczyć ,ponieważ nie należał do zbyt opiekuńczych. Czasem się uśmiechną i mnie pogłaskał po głowie jak dziecko. A jestem pełnoletnia! Zaraz Jack zdradził Srebrne Ostrza?! Nie ,ale jak?! Skoro to on to Izaya ……….. zaraz czyli on ………. Kolejna łza na moich policzkach. Jack mnie zdradził.

A TO SKURWISYN! MA PRZERĄBANE ZABIJE GO!

-Emili jesteś tam ?- spytał zniecierpliwiony Izaya i wyciągną mnie z transu.

-A tak. No wiesz ,bo mam małe kłopoty- powiedziałam nieco zawstydzona swoją ciapowatością

- Kłopoty? Jakie? – spytał nieco przejęty Izaya

- No wiesz pewnie ,że miałam zlecenie ,no i tak jakby mnie porwali. To chyba były żółte szaliki. A teraz mam tylko telefon przy sobie i jestem zamknięta w jakimś betonowym pokoju. – im dłużej o tym myślałam tym bardziej było mi zimno i coraz bardziej czułam ,że mogę nie przeżyć. Bałam się.

– Iz- Izaya zi- zimno tu. I t- trochę ciemno. P- po- pomożesz mi? – spytałam szczękając z zimna zębami- Boje się być tu sama- ostatnie słowa dodałam prawie szeptem.

No pięknie! I teraz wie jaka jestem! Miękka jak wacik! Zostałam z Jackiem żeby nie być samotna ,a teraz jestem sama i w niebezpieczeństwie. Miękka jak wacik………sama…….. ciemno…….;****( Help me!!!

- Gdzie Cię porwali? –dodał stanowczo i szybko Izaya

- Koło Ikigami…. Ciul!!!- po tych słowach drzwi w betonowym pokoju walnęły potężnie o ścianę podczas otwierania.

- Co się dzieje?!- spytał podenerwowany Izaya ,a ja milczałam.

W słuchawce słychać było jak Emili powoli przesuwa się podścianę po podłodze. Słychać było czyjeś głosy. Jeden na 100% należał do Jacka. Drugiego był na pewno właścicielem ten zakichany Masaomi. A reszta to na pewno inne knypki z bandy. Nagle ktoś wyrwał Emili po kilku sekundowym sporze telefon ,a następnie przyparł ja do ściany.

- Oddawaj!- słyszałem protest Emili

-Halo?- odezwał się Masaomi

-Czego od niej chcesz ty bachorze?- warknąłem na niego

-Bachorze? Ja tu teraz rozdaje karty! Lepiej bądź miły to może jej nie zabijemy.- powiedział wścibsko Kida

- Ja ci dam! Jak Cie dorwę to….- nie dokończyłem ,bo mi przerwał

-Wiesz ,co zanim zaczniesz mu dobrze grozić mam dla Ciebie zagadkę.- powiedział wesoło Jack zabierając słuchawkę Kidzie

-Jaką zagadkę?- zapytałem zbity z tropu.

- Jak łamana kość wydaje taki dźwięk? Gruch! –Usłyszałem jak łamią kość Emili- Aaaaaaaaaaa!!!- usłyszałem jej przeraźliwy krzyk bólu.

- EMILI!!!