Mimo iż pod drzewem nie było zbyt wygodnie po
jakimś czasie zasnęłam. Nie dano mi się nacieszyć tym snem. Po jakichś 2
godz. obudził mnie hałas z pod nurza góry. Nie byłam jeszcze w pełni
sił ,ale udało mi się wstać. Odzyskałam jakąś połowę energii straconej
przez zaklęcie,ale byłam w stanie chodzić , mówić i co najważniejsze w
tej chwili podnieść Guan-Dao.Kiedy się już w miarę przygotowałam na
wypadek niebezpieczeństwa było zapóżno by się schować ,bo banda mężczyzn
,którzy wywołali owy hałas zdążyła wejść na górę gdzie się znajdowałam.
- O kogo my tu mamy?- zapytał ironicznie przywódca bandy.
Był
obcięty na krótko i miał czarne włosy. Cała banda była praktycznie
ubrana tak samo ,czyli wytarte dżinsy i skórzane kamizelki. Każdy miał
przy sobie pałkę bejsbolową i tylko ich szef miał u pasa pochwę ,a w
niej miecz samurajski.
- Wiesz ,że
jesteś na nie swoim terenie?- ciągną dalej zbir- każdego kto naruszy
naszą ziemię zwykle czeka kara - powiedział z wrednym uśmieszkiem,
wiedziałam ,że czegoś chce- ,ale w twoim przypadku możemy zrobić
wyjątek.
- To znaczy?- zapytałam arogancko z Guan- Dao pochylonym ku ziemi jak radziła mi mama.
-
Dasz nam co trzeba i puścimy Cię wolno- powiedział po czym podszedł i
złapał mnie za policzek i próbował pocałować ,ale szybko go od siebie
odtrąciłam, nie znałam skutków tego posunięcia.
-
A więc nie idziemy po dobroci?! To skończysz jak reszta!- krzykną ,a
następnie wyjął miecz z pochwy i zamachną się by uderzyć mnie z góry.
W
ostatnim momencie chwyciłam broń oboma rękami i zasłoniłam się przed
uderzeniem. Ten widząc ,że póki mam broń nic mi nie zrobi wbił miecz w
ziemię i chwycił błyskawicznie moje Guan-Dao ,po czym wyrwał mi je z
rąk.Byłam osłabiona więc poszło mu szybko. Wyrzucił je na dach małej
szopki w pobliżu ,następnie wyciągną swój miecz i znowu się zamachną.
Byłam bezbronna.
Nagle usłyszałam
szczęk metalu i zauważyłam ,że miecz mojego napastnika pękł mu nad głową
na dwie części ,a w następnej chwili sam napastnik został zepchnięty
na ziemie na jakieś 5 metrów przez ciemną postać. Zaskoczona widziałam w
mroku tylko sylwetkę nieznanej mi osoby ,która właśnie rzuciła się na
resztę bandy. Po jakiejś pół minucie postać zaatakowała ostatniego
przeciwnika ,kiedy nagle poczułam straszny ból i czyjąś rękę trzymającą
mnie w nieruchomości.
Ból wydobywał
się z mojego boku ,który przed sekundą został przebity kawałkiem ostrza
przez szefa bandy ,który zdążył się podnieść i dobyć części broni ,a
następnie zakraść się .
- Aj!!!- wyjąkałam wyjątkowo głośno .
- Masz za swoje!- krzykną zbir po czym wyciągną ostrze i puścił mnie
Gdy
starał się uciec ,postać skończyła walkę z resztą i widząc co zaszło
jakby z furią zepchną bandziora z góry ,który właśnie uciekał. Postać
odwróciła się w moją stronę. Dotknęłam właśnie miejsce bólu i spojrzałam
na dłoń, była cała zakrwawiona. Bezwładnie kleknęłam pod ciężarem swego
ciała i miałam upaść na ziemię kiedy postać chwyciła mnie i uchroniła
przed upadkiem. Spojrzałam na twarz wybawcy ,było ciemno i jedyne co
spostrzegłam to oczy.
Świecące złote
oczy patrzące na mnie, ich wzrok był przeszywający. Zanim zemdlałam
wyszeptałam tylko jedno, ciche, prawie niesłyszalne, jękliwe słowo:
- D-dziękuję Ci
Złote spojrzenie było ostatnią rzeczą jaką widziałam tego dnia.
-Ładna pogoda co Amidamaru?- zapytał chłopiec w pomarańczowych słuchawkach swojego ducha stróża.
- Tak nawet duchy odczuwają tą pozytywną energie Jo- powiedział duch swojemu szamańskiemu przyjacielowi.
Szli
na Straszne Wzgórze gdzie lubili spędzać czas w wolnych chwilach np.
drzemiąc między morderczymi treningami narzeczonej Jo ,Anny. Właśnie
weszli po schodach na Górę ,gdy zobaczyli
z
daleka leżącą postać. Leżała pod drzewem ,które zawsze odwiedzali.
Zdziwiony Jo wraz z duchem podeszli ostrożnie. Gdy staną nad postacią
zorientował się ,że to dziewczyna. Nie byle jaka dziewczyna miała bujne
blond włosy,a na jej grzywce można było zobaczyć parę jasnych pasemek.
Jej ubrania były ewidentnie poszarpane ,ale nie widział całego ubrania
,gdyż przykryta była jakimś czarnym kocem. Nachylił się na dnia i
zorientował się ,że tonie koc lecz czarna peleryna spoczywa na
dziewczynie. Po kolejnej sekundzie spostrzegł dość duży plecak pod głową
dziewczyny i nagle go olśniło.
- Coś sadzę ,że potrzebuje ona pomocy no popatrz jest spakowana ,a wygląda
jakby przebyła długą drogę -powiedział Jo do Amidamaru ,który także
przyglądał się zacięcie dziewczynie.- tak trzeba ją zabrać do domu obudźmy ją.- powiedział i kucną przy dziewczynie lekko śmiejąc się.
Szturchną najpierw ją lekko,ale dziewczyna nie zareagowała więc powtórzył szturchnięcie mocniej ,ale nadal nic się nie działo.
- Obudź się!- powiedziała Jo
Dziewczyna lekko jęknęła jakby ją coś bolało.
- OBUDŹ SIĘ!- wrzasną Jo ,ale nie na marne.
Dziewczyna poruszyła ręką i otworzyła oczy ,ale natychmiast je przymrużyła.
- Nic Ci nie jest?- spytał Jo uśmiechając się do dziewczyny by się nie przestraszyła.
- K-kim jesteś?- spytała
- Nazywam się Jo Asakura, a ty?- odpowiedział
- Nazywam się Emili Kagane.- odpowiedziała
- Co tu robisz?- zapytał Jo z dziwnym wyrazem twarzy
- J-ja, ja jestem z innego świata- powiedziała Emili
- Serio? powiesz coś jeszcze?- zapytał Jo
- Jest mocno zmęczona- powiedział Amidamaru
- Nawet nie wiesz jak!- powiedziała Emili ,a duch i Jo skamienieli
- Widzisz go?!- zapytał szybko Jo
- Trudno go nie zaówarzyć, jest dość duży- powiedziała z sarkazmem ,ale nadal przymarszczając oczy Emili
- Jesteś szamanką?- zapytał duch
- N-no tak, tak sądzę ,mama mi to powiedziała- odpowiedziała jakby to było oczywiste
-Jo oboje jesteśmy zaskoczeni ,ale sądzę ,ze lepiej ją o to zapytać jak przyjdziemy do domu.- powiedział stanowczo duch.
- W domu?- zapytała niepewnie Emili
- Myślisz ,że cię tu zostawimy na pastwę losu?!- powiedział Jo wstając z promiennym uśmiechem i podając jej rękę by też wstała.
- D-dziękuje- powiedziała i podała mu rękę ,ale odrazu ją puściła i złapała się za bok z mokrymi oczami.
- Aj!- krzyknęła
- Co Ci jest, pokaż- powiedział Jo ,a Emili odgarnęła pelerynę i podniosła bluzkę ukazując zakrwawiony bandaż na boku.
- Raczej daleko nie zajdziesz- powiedział Jo patrząc na nią z współczuciem- ale to nic!
- Jak to nic?- zapytała lekko oburzona
- Zniosę Cię- powiedział z uśmiechem po czym pomugł schować jej pelerynę do plecaka, zarzucił go na plecy.
- Nie będzie Ci za ciężko?!- zapytała patrząc na niego zawstydzona sytuacją.
-
Moja na... to znaczy dziewczyna poddaje mnie morderczym treningom ,ale
nigdy nie bywa zazdrosna, dla niej byłby to tylko bieg ,a raczej spacer z
obciążeniem.
- Masz dziewczynę?-zapytała uśmiechając się na znak ,że go polubiła
-
Tak ,ale nie staraj się z nią przyjaźnić. Nie jest zbyt towarzyska-
powiedział śmiejąc się i wziął ją na ręce. Wkrótce doszli do
posiadłości Asakuów ( a raczej Jo doszedł ;3)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz