środa, 11 września 2013

Shaman King - Posiadłość Asakórów i on

Jo wszedł do ładnej posiadłości ze mną na rekach. Bok koszulki miał trochę zakrwawiony ,ponieważ przez kołysanie na jego rękach z niemałym bólem otworzyła się rana na moim boku i zaczęła mocno krwawić. Jo lekko popchną drzwi i wszedł do środka. Miał mnie już kłaść na ziemię ,gdy w przedpokoju pojawiła się blond dziewczyna w czarnej sukience i czerwonej chustce na głowie. Za stygliśmy w bezruchu jakby przerażeni? Nieważne, po chwili odezwała się:
- Co tak późno! Gdzieś ty był! I kto to!- pytała zasypując Jo pytaniami
- Anno ja Ci wszystko wytłumaczę ,ale proszę tylko pomurz mi najpierw ją gdzieś położyć-powiedział Jo ze skruchą i dodał- jest mocno ranna.
Anna ,bo tak miała na imię rzuciła mi  krótkie już nie groźne tylko stanowcze spojrzenie i powiedziała jak całkiem inna osoba:
- Choć na górę Faust i tak przyjedzie wieczorem z Lajsergiem i załatwi to ostatecznie- powiedział i zaprowadziła na górę Jo ,który dalej trzymał mnie na rękach. Położył mnie na łóżku ,a pod szeroką szafą położył mój plecak. Anna w tym czasie przyniosła bandaże i podała je Jo ,który zmienił mi opatrunek. Gdy wyszedł z pokoju mimowolnie zasnęłam.

SEN

Byłam w jakimś lesie było siemno i nic nie słyszałam. Nagle jakaś gałązka się złamała za mną i od razu się odwróciłam . Nic tam nie było . Gdy odwruciłam się z powrotem na wyciągnięcie ręki stała przede mną  jakaś postać. Choć była tak blisko widziałam tylko jej zarys. Postać otworzyła oczy a ja ujrzałam znów te złote tęczówki  co na wzgórzu. Były takie piękne ,chciałam  dotknąć postać ,ale zniknęła ,a wraz ze zniknięciem postaci z krzaków zaczęli wychodzić bandziory którzy dopadli mnie na wzgórzu. Ze strachu przed nimi  zaczęłam wołać o pomoc postać która zniknęła. Chciałam by mnie uratowała. Ale jej nie ma. Jeden z nich ugodził mnie mieczem w chory bok. Obudziłam się zlana potem.

PO  ŚNIE

- Nie odchodź! Pomórz mi!- krzyknęłam nieświadomie kogoś przytulając  z oczami pełnymi łez                                      

- Spokojnie. Nic Ci nie grozi. Jestem tu by Cię wyleczyć nie zabić.- powiedziała spokojnym głosem jakaś wysoka osoba klękająca nad moim łóżkiem.

To na pewno nie był Jo ,bo rzekoma osoba była wyższa i miała inny głos. Puszczając już uspokojona osobę klękającą przy mnie zobaczyłam Jo stojącego w dżwiach. Miał na twarzy wyzażne wypisane zdumienie. Spojrzałam z powrotem na wysokiego mężczyznę i zobaczyłam dość nietypowy wygląd ,czyli pomalowane na fioletowo ,oczy biały fartuch i poszarpanie blond włosy .

- Przepraszam. – powiedziałam ocierając  łzy  i  ujawniając rumieńce wstydu.                                               

–Nic   się nie stało- powiedział mężczyzna- mów mi  Faust- dodał ,a ja się uśmiechnęłam

- Jesteś  lekarzem?-  spytałam zaciekawiona

- Tak i moim  przyjacielem  - powiedział Jo rozbawiony sytuacją

- Właśnie opatrzyłem  Ci  ranę  ,powinnaś mieć ją z głowy za jakieś 2 dni- powiedział podnosząc torbę lekarską i wstając

- A mogę już chodzić?- spytałam odruchowo

- Tak już nie będziesz miała z tym kłopotów- powiedział i wyszedł z pokoju ,a Jo podszedł do mnie

- Na dole są już wszyscy moi przyjaciele, chcę byś ich poznała przebierz się i choć na dól ok.?- spytał Jo śmiejąc się z chałatu ,który dobiegał z dołu.

- OK.- powiedziałam odwzajemniając uśmiech

Gdy Jo wyszedł podeszłam do plecaka  i  wyjęłam  białą sukienkę za kolana z krótkim rękawkiem i do tego białe le dżinsy.  Kocham biały kolor. Mało kolorów lubię ,ale najbardziej ze wszystkich wielbię trzy barwy: biały, złoty i czarny. Gdy uczesałąm włosy zeszłam na dół po schodach cicho bym jak najmniej została zaówarzona. Bałąm się być obiektem zainteresowań większej grupy ludzi. Lepiej radziłam sobię z pojedynczymi osobami niż z tłumami. Gdy tylko weszłam do salonu podszedł do mnie Jo złapał za rękę i pociągną w stronę stołu przy ,którym siedzieli  wszyscy.  Zostałam posadzona  przez niego pomiędzy jakimś chłopakiem w zielonych włosach ,a jakąś wysoką dziewczyną o włosach tej samej barwy. Co to jakaś nowa moda? Nieważne.

- A więc  to jest  Emili Kagane- powiedział Jo pokazując mnie przy całej reszcie

- C-cześć  -powiedziałam lekko zestresowana

- Ej powiedzieć Ci fajny kawał!?- krzykną jakiś chłopak w afro wchodząc na stuł ,a raczej wskakując na niego

-NIE!!!- krzyknęli nagle wszyscy z wyjątkiem mnie ,gdyż nie wiedziałam o co chodzi

Po tym  wydarzeniu jakiś chłopak walną chłopaka w afro ,a ten poleciał i walną w ściane skarrząc się na siłe uderzenia. Chłopak ,który to zrobił właśnie chował długie Guan –Dao. Miał na sobie czarną kurtkę i  żółty szalik. Jego włosy miały granatowy kolor ułożone były w szpic na głowie. Oczu nie widziałam miał je zamknięte ,a ręce założone na siebie.

- A wiec na czym to my? Acha….. Emili ten chłopak w afro ,którego widziałaś to Joko, Fausta znasz, ten chłopak w niebieskich włosach to Trey ,a ta dziewczyna obok niego to Pilica są rodzeństwem- powiedział Jo i wskazał ruchem ręki na dwójke niebieskowłosych ludzi, na chłopaca i dziewczynę. Uśmiechnęłam się do nich – ten facet z dziwnym fryzem to Rio ,a chłopak w zielonych włosach obok Ciebie to Layserg…- nie dokończył bo w błyskawicznym tempie chłopak z  dziwną fryzurą klękną obok mnie.

-Zosteniesz moją królową?!- krzykną znikąd wciągając kwiaty. Chciał dać mi całusa.

Kiedy był zbyt blisko jak dla mnie musiałam zareagować, brzydziłam się czegoś takiego. Momentalnie wstałam  ,a następnie bardzo szybko  uderzyłąm bukiet różowych kwiatków i kopnełam chłopaka lekko by tylko się przewrócił z kucyków. Był to przyjaciel Jo więc nie chciałam mu zrobić krzywdy. i Odwróciłam wzrok by się na niego już nie patrzeć. Był obleśny. Na twarzy niechybnie miałam spory rumieniec ,który każdy mógł zaówarzyć.

- Nie zbliżaj się do mnie więcej!- powiedziałam i wybiegłam pędem z domu.

OCZAMI JO

- ech, Rio nie mogłeś się powstrzymać- powiedziałem łapiąc się za głowę i uśmiechając się do niego lekko

- Co ja zrobiłem?!- powiedział Rio podnosząc się i otrzepując się z kwiatów

- Nie wiem czy wiesz ,ale większoś dziewczyn nie lubi jak się je całuje bez pozwolenia – powiedział Len nareszcie otwierając oczy i stanowczo patrząc się na Rio

- Len ma rację Rio zwłaszcza jak jakiś dzień temu jakiś bandyta chciał zrobić jej to co ty, musiałeś jej przypomnieć tą straszną scenę- powiedziałem spokojnie patrząc znacząco na Lena

Len wstał i poszedł do wyjścia

- Ej gdzie się wybierasz krótko-majtku ?!- zapytał oburzony Rio

- Ech, ide ją tu przywlec w końcu ktoś musi ,a mi najmniej chce się dalej siedzieć w towarzystwie takich idiotów jak ty, Joko i śnieżynka!- powiedział wychodząc i  trzaskając drzwiami.

-EJ!!!!!!!!!!- krzyknęli we trójkę wymienieni chłopcy

OCZAMI EMILI

Biegłam bez celu w końcu zwolniłam i postanowiłam pójść na Straszne Wzgórze by poszukać mojego Guan – Dao.  Gdy weszłam na górę zaczęłam rozglądać się za bronią. Znalazłam! Leżałą na dachu małego domku grabarza, który pełnił funkcję schowka. By odzyskać broń zaczęłam wdrapywać się na wysokie belki podtrzymujące dom. Domek był wyjątkowo wysoki jak nie można było sądzić po wyglądzie z dołu. Gdy weszłam na górę chwyciłam moje Guan-Dao i ………..  ZACHWIAŁAM SIĘ MOCNO! Coś zagruchotało mi pod stopami i zsunęłam się wraz z dachówkami ,które ze starości i kruchości pękły spadłam z domu i mknęłam ku ziemi. Na pewno bym sobie coś połamała gdyby nie postać  o złotych oczach ,którą tak dobrze znałam ,ale zarazem nic o niej nie wiedziałam. Gdy wylondowaliśmy stanełam twardo na ziemi i odwruciłam się w stronę postaci ,która stała w mroku cienia rzucanego przez drzewo. Ja po odsunięciu się od postaci stałam w pełnym świetle księrzyca. Postać powolutku podchodząc do mnie i jednocześnie ukazując oblicze stopniowo dając się oświetlić promieniom  księżyca powiedziała:

- Ciągle trzeba Cię ratować!- powiedziała spokojnie i stanowczo postać ukazując całe oblicze

To był ten chłopak z domu Jo . Nie wiem jak się nazywał.  Złote oczy wraz z granatowymi włosami  pokaywały ,ze był on wprawdzie troche straszny ,ale po chwili stwierdziłam jedno …… on……. on jest nawet …..tak nawet ładny? Tak był dość przystojny. Ale to zależy od gustu . A mój gust nooo…. On nawet mi się podobał ,a jego złote oczy przeszywały mnie swym brakiem wahania i samym głębokim pięknym złotym kolorem.

- To ty? To ty mnie wtedy uratowałeś i  to ty mi się śniłeś!- powiedziałam głośno jak jakieś wielkie odkrycie lub oskarżenie ale te ostatnie słowa powiedział ciszej ,bo zaczełam rozumieć ,że powiedziałam coś  wstydliwego.

Zaczęłam się niemiłosiernie rumienić i popatrzałam na ziemię by odwrócić wzrok od przeszywających oczu.

- Śniłeś?- zapytał widocznie zdziwiony wyznaniem chłopak

- Nieważne chodźmy już do domu!- powiedziałam łapiąc swoje Guan –Dau mocniej i idąc w stronę domu szybkim krokiem bym nie musiałam z nim rozmawiać o dziwnej sytuacji.

Wkrótce obydwoje doszliśmy.

1 komentarz: